15 sty 2013

Life is a journey, not a destination. Enjoy the ride.

Zwiedzanie Nowej Zelandii bez własnego samochodu nie jest łatwą sprawą, nawet jeżeli jest transport między miastami, na tak popularnej trasie jak Queenstown- Christchurch, autobus jeździ raz dziennie i to z samego rana. Mnie nie chciało się tak wcześnie wstawać, ani pędzić do Christchurch, bo i tak noc planowałam spędzić na lotnisku, żeby z rana odlecieć do Melbourne.
Napisałam na kartce kierunek podróży, zapytałam w hostelu gdzie powinnam się ustawić i około południa byłam gotowa do odjazdu. Tym razem miałam na trasie konkurencję i chociaż miejsce wyglądało na popularne dla autostopowiczów, mijało 20, 30, 40 minut a ja nadal stałam. Wiem, że to na dobrą sprawę niewiele, ale do tej pory udawało mi się kogoś złapać w maksymalnie 10min. Z każdą minutą pojawiało się więcej wątpliwości i myślenie nad planem B.
– W życiu nie uda mi się przejechać 500km i dotrzeć dzisiaj do Christchurch – myślałam. – Nie zdążę na samolot, nowy bilet będzie kosztował 500$ i utknę w Nowej Zelandii.
 Klasyczne czarne myśli, ale nawet przez chwilę nie pożałowałam, że nie zdecydowałam się na autobus, więc chyba nie było tak źle. W końcu zatrzymał się mężczyzna jadący do miasta oddalonego o 40km. Dobre i to, przynajmniej w końcu ruszyłam się z miejsca.
Kierowca w młodości też jeźdźił stopem i teraz po latach sam wozi podróżnych. Pochodził z Dunedin, dopiero co wyprowadził się z Queenstown, a ja mogłam posłuchać sobie jeszcze trochę momentami zabawnego akcentu Kiwi, zanim otoczy mnie australijski. Dzień był wyjątkowo piękny, bezchmurny i wszystko wyglądało lepiej niż kiedy tu przyjechałam.
W końcu dotarliśmy na miejsce, a kierowca wysadził mnie w niby strategicznym punkcie, chociaż i tak wyglądało ono na totalne zadupie. Polecił jeszcze, żebym zapytała robiących sobie fotki przy drodze azjatyckich turystów, czy mnie zabiorą. Wiedziałam, że odmówią, ale co mi tam, spróbować mogłam. Jak tylko padło pytanie, zesztywnieli jak celnicy na lotnisku w Tokio i już było wiadomo, że mnie nie chcą. Wrócili do pozowania, a ja ustawiłam się przy drodze. Tylko, że nie było tam żadnych samochodów. Pierwsze auto zauważyłam po dwóch minutach, ale okazało się być ciężarówką i opuściłam rękę z kartką. Nie pomogło, bo za chwilę ciężarówka jechała już na mnie i zatrzymała się tuż obok.
– Dokąd jedziesz? – kierowca wyjrzał przez okno.
– Christchurch.
– No to dobrze się składa, bo ja też!
Wyszedł z ciężarówki, otworzył bagażnik i wrzucił tam mój plecak. Jeszcze godzinę temu martwiłam się, że nie zdążę na samolot, a teraz wszystko wyglądało o 180'C lepiej.
Kierowcą okazał się być Holender, który od ponad 20 lat mieszka w Nowej Zelandii.
– Przyjechałem tu tak jak Ty, z plecakiem. I tak mi się spodobało, że zostałem. – tłumaczył.
– Lubię swoją pracę, bo daje mi swobodę i pozwala oglądać piękno tego kraju. Jeżdżę ciężarówką i podziwiam widoki. – wskazał ręką przed siebie, a na horyzoncie pojawiły się ośnieżone szczyty Parku Narodowego Aoraki. Jego mottem był znany mi cytat, ale wypowiedział go kilkakrotnie z takim entuzjazmem, że teraz pewnie już zawsze będzie mi się z nim kojarzył. – Life is a journey, not a destination. Enjoy the ride!
Już po kilku minutach rozmowy dało się wyraźnie odzczuć, że Linz ceni sobie wolność. Kiedy ma więcej wolnego, jeździ do buszu i odcina się od świata na pewien czas. Zabiera jedzenie na kilka dni życia, a resztę zdobywa sam, polując, żywiąc się owocami leśnymi i wszystkim innym, co znajdzie w menu przyrody.
Przez te pare godzin mieliśmy okazję poruszyć niejeden temat, od rodziny, po drugą wojnę świątową.
Znowu dowiedziałam się nowych rzeczy o tym kraju i powtórnie usłyszałam inne. Co mogę na powiedzieć na tej podstawie o Nowej Zelandii? Że wbrew pozorom, wydaje się być całkiem konserwatywna jak na państwo o tak silnych brytyjskich wpływach, zwłaszcza jeśli chodzi o sprawy damsko-męskie. Kobiety zarabiają tam mniej od mężczyzn i widać to już na podstawie stawek godzinnych. Mówi się, że lato jest krótkie, więc ludzie przez większość roku zaszywają się w domach, a że wygodniej jest być z drugą osobą, Kiwi dość szybko zakładają rodziny. W domu panuje z kolei tradycyjny model kobiety zajmującej się domem i męża pracującego na rodzinę, ale i po godzinach pracy lubiącego zasiąść w domowym fotelu z pilotem w ręku. Albo pójść na piwo z kolegami. No właśnie, bo Kiwi podobno bardzo dużo piją. Faceci lubią przesiadywać w barach, od młodego, aż po emeryta. Narzekała na to zarówno Beatrice jak i Linz, a najbardziej wiarygodne są opinie ludzi spoza kraju, którzy od dawna mają styczność z kulturą danego miejsca i jednocześnie porównanie z innymi. W obu przypadkach, kiedy zapytałam tę dwójkę o to, co ich denerwuje w Nowej Zelandii, odpowiedzieli to samo – jej mieszkańcy.
Jechaliśmy na północ, tą samą drogą, którą kilka dni wcześniej pokonywałam w przeciwnym kierunku. Znowu widziałam w oddali Mt. Cook, a jezioro Tekapo zachwycało swoim błękitem. Dopiero teraz, w tą słoneczną pogodę zobaczyłam siłę jego koloru. Z czasem góry zniknęły z widoku, a ich miejsce zajęły zielone pagórki z pasącymi się owcami. Miło było zobaczyć to wszystko raz jeszcze, przed wyjazdem.
Dzieliłam się z Linzem moimi dawnymi wrażeniami z Holandii, a on opowiadał mi o drzewie genealogicznym swojej rodziny, które w porównaniu do drzewa mojej, sięgało bardzo odległych czasów. Pojawił się nawet wątek przodka sprzed wielu, wielu lat, którego historia wiązała się z Polską.
W którymś momencie rozmowy Linz przyznał też, że zabiera praktycznie tylko autostopowiczów płci żeńskiej. Nie dlatego, żeby sobie popatrzeć, ale dziewczyny okazują się być ciekawszymi kompanami w podróży. Panowie wsiadają do ciężarówki i zasypiają. – A najgorsi są Francuzi. – mówił.
– Niedosyć, że ledwo znają angielski, to jeszcze liczą, że całą drogę prześpią. A przecież chodzi o to, żebyśmy oboje coś z tego mieli. Ty masz darmową podróż, a ja z kim porozmawiać.  Opowiedział mi po tym o dziewczynie z izrealskiej armii, którą zabrał kiedyś z drogi i do dzisiaj są w kontakcie mailowym.
Ostatecznie nie dojechałam z Linzem do samego końca, bo kumpel zaprosił go na herbatkę 30km od Christchurch. Wysiadłam na stacji benzynowej, zrobiłam przerwę na toaletę, a niedługo potem jechałam już do Christchurch z Miriam, 22-letnią studentką, która większość życia spędziła w Arabii Saudyjskiej skąd pochodzi jej tata. Mama jest z Nowej Zelandii, ale oboje po dzień dzisiejszy pracują w szpitalu w Arabii Saudyjskiej. Swoją córkę najpierw wysłali do szkoły z internatem w NZ, a później Miriam rozpoczęła tu studia. Zastanawiałam się czy nie tęskniła za rodziną przez te lata, ale odpowiedziała, że nie było to dla niej większym problem. Z kolei rodzice niedługo zamierzają wrócić na stałe do Nowej Zelandii.
Lotnisko w Christchurch było po drodze do domu ciotki Miriam, gdzie akurat jechała. Pożegnałyśmy się, wysadziła mnie przy terminalu z którego odlatywałam. Byłam w świetnym humorze, bo wszystko ułożyło się lepiej niż to sobie wyobraziłam. Przemierzyłam 500km na stopa, poznałam nowych ludzi i dojechałam pod samo lotnisko, znowu miałam szczęście. Szkoda było mi opuszczać Nową Zelandię, ale cieszyłam się, że przed mną wciąż było prawie 3 tygodnie podróży.


Na koniec kilka zdjęć z iPhona, a mój instagram możecie śledzić pod adamant_wanderer.
Mt. Cook.

Kawiarnia w Mt. Cook Village.


Nowozelandzkie lody Kapiti, były dla mnie lepszą wersją Magnum. Biała czekolada i maliny mówią same za siebie...

Plakat w stylu retro.

Kolacja z Beatrice i Amalią, kiedy poczęstowały mnie świetnym stekiem.

Kojarzycie tę zabawę, kiedy jedna osoba stoi obrócona tyłem, druga skrada się za jej plecami, ale przy każdym spojrzeniu musi stanąć nieruchomo? No to właśnie w to się bawiłyśmy z Amalią.
Kto by się spodziewał, że nawet w Nowej Zelandii pocztówkę da się sprowadzić do żenującego obrazka rodem z Mielna.
Śniadanie w hostelu YHA w Queenstown.
Miejsce na Twój helikopter.

Marmite jako Our Mate.

Zauważyłam, że Kiwi szczególnie lubią połączenie mięty i czekolady, słodyczy o tym smaku było bardzo dużo w sklepach.
Podróż ciężarówką i Lake Tekapo przy bezchmurnym niebie.

I na koniec Linz otwierający bagażnik, żeby sięnąć po mój plecak, kiedy przyszła pora się pożegnać.

53 komentarze:

  1. Jak ja Ci zazdroszczę, nawet sobie nie wyobrażasz. Jestem 9 lat młodsza od ciebie i mam nadzieję, że w twoim wieku będę na tyle odważna by spędzić całe lata w taki sam sposób jak ty. Jesteś moją inspiracją i dzięki tobie zdecydowałam co chce robić w życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Tylko licz się z tym, że jeszcze kilka/kilkanaście razy w życiu zmienisz zdanie odnośnie tego, co robić w życiu :)

      Usuń
  2. Nie wiem czemu ktoś Ci zarzucał w poprzednim poście, że źle piszesz ("sucho", czy coś w tym stylu). Kurde, przecież tę relację się czyta ŚWIETNIE!Więcej, chcę więcej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo tamten post był suchy, ale tutaj już miałam coś do opowiedzenia, więc to zrobiłam;)

      Usuń
  3. Ula, te krajobrazy nie kojarzyły Ci się z Tolkienem? PS. Nie wiem czy wiesz ale w w Pollenzo koło Bra (Włochy) działa Uniwersytet Nauk Gastronomicznych, kiedy tylko o tym przeczytałam pomyślałam że to miejsce dla Ciebie (oczywiście nie znamy się ale jakoś tak przyzwyczaiłam się do Twojego bloga;))
    Hania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam książek Tolkiena, oglądałam tylko filmy, ale tak, kojarzyły mi się momentami.
      Uczelnia brzmi interesująco! Ciekawe jakie mają tam kierunki poza tradycyjnym culinary arts. Pozdrawiam Cię Haniu!

      Usuń
  4. Już Ci to setki razy pisałam, ale Twoje wpisy, zdjęcia, opowiadania sprawiają, ze czuję jakbym tam była razem z Tobą i czuła to co Ty. To naprawdę wspaniałe uczucie. dziękuję! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ile dni dokładnie byłaś w Nowej Zelandii?

    OdpowiedzUsuń
  6. Ula :) każdy twój post jest niesamowity :) każdą twoją relację czytam od deski do deski, często jak mam gorszy dzień wracam i podziwiam miejsca, które może kiedyś uda mi się odwiedzić a które Ty potrafisz tak niesamowicie złapać na zdjęciach :) taka podróż marzy mi się od dawna, sama czuję że "utknęłam" w swoim życiu, często robię rzeczy których nie lubie, które nie spełniają mi żadnej przyjemności Mam nadzieję, że w końcu zbiorę się i będę mieć odwagę, żeby spełniać swoje marzenia, a nie oczekiwania innych. Pozdrawiam Cię ciepło i trzymam kciuki za kolejne podróże pełne inspiracji :) bon voyage!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również Cię pozdrawiam i życzę powodzenia!

      Usuń
  7. Czuję się zrozpaczona ;) faktem, że w NZ ludzie lubią czekoladę z miętą. Jakoś to mnie bardzo zniechęciło do tego kraju, bo sama nie znoszę tego połączenia ;D Oczywiście nie traktuj tego poważnie. Relacja jak zwykle super. Niesamowicie jesteś odważna, że podróżujesz sama na stopa. Ja zamierzam właśnie zacząć w tym roku, ale na pewno nie sama..

    OdpowiedzUsuń
  8. fajna przygoda, pewnie adrenalina trochę skoczyła(że możesz nie dojechać na samolot) ale o to właśnie chodzi! :D
    właśnie przed chwilą przeczytałam wywiad z Maćkiem z Skok w bok blog, który powiedział: "Wprost uwielbiam nie wiedzieć, gdzie skończę dany dzień, czy znajdę nocleg, z kim i co zjem na kolację. I ta niewiedza nie powoduje u mnie dyskomfortu. Wręcz przewinie, w takich chwilach czuję, że żyję i że wszystko jest możliwe."

    skończę tylko pisać pracę lic, kupuję bilet i gdzieś uciekam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, wiele razy czułam się tak podczas tego wyjazdu;)

      Usuń
    2. btw. odnośnie ostatnich akcji podróżujących blogerów/bloga roku/kategorii lifestyle/etc
      skaczę po różnych blogach i widzę, ku mojemu rozbawieniu, że widniejesz jako Polish Wardrobe na jednym z nich :P co o tym myślisz? jesteś szafiarką? przeoczyłam coś? :D :P

      Usuń
    3. Bo przez pewien czas było tutaj trochę szafiarskich postów, więc pewnie ktoś dodał mnie w tamtym czasie do linków i tak już jakoś zostało, a może dodatkowo nie ma innej kategorii w linkach. Nie będę strzelać focha z tego powodu ;)

      Usuń
  9. o wiele ciekawiej jest kiedy podróżujesz autostopem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może chodzi tylko o to, że przedstawiłam to w ciekawszy sposób?;)

      Usuń
  10. Wiem, że pytanie trochę odbiega od posta, ale powiedz mi, czy Ty zdawałaś te wszystkie ezgaminy SAT ?

    OdpowiedzUsuń
  11. Pięknie ! ahhhh wspaniale :))))))) świetnie to się wszystko czyta ! Pisz książkę :)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Może mam zły gust ale zdjęcia robione telefonem bardzo mi się podobają ;) Tak, to może "jaranie" się jego opcjami co nie zmienia faktu, że tak czy siak są bardzo stylowe. Ps. Jednak Nowa Zelandia to raj na ziemi ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. ula, it's marmite not marmaid :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaaa, widocznie w głowie miałam syrenę pisząc to ;)

      Usuń
  14. Hej . W końcu udało mi sie przeczytać twojego bloga do końca! Niesamowite jak potrafisz ułożyć wszystko w swoim życiu, dzięki czemu wiesz ze żyjesz ! Cytat jak najbardziej trafny w twoim przypadku. Ja niestety nie mam aż tak wielkiego doświadczenia w podróżach ( do tego dochodzi lek lataniem samolotem ) ale mam nadzieje ze kiedyś uda mi sie zwiedzić tak dużo jak ty. Powodzenia w dalszych podbojach swiata!!
    Jesli masz ochotę możesz rownież wpaść do mnie :) http://myworldadka0401.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i gratuluję przebrnięcia przez wszystkie posty. Może pewnego dnia sama spróbuję tego dokonać;)

      Usuń
  15. Wspaniały wpis. Właśnie to u Ciebie lubię - piszesz zwięźle, na temat i w interesujący sposób. Bardzo podobają mi się zdjęcia z iphona :) To 5 czy 4?

    OdpowiedzUsuń
  16. Przyznam że Linz na zdjęciu wygląda... przerażająco :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwykły kierowca ciężarówki ;)

      Usuń
    2. nie bałaś się z nim pojechać? może i Nowa Zelandia to inny świat, ale przypuszczam, że tam też żyją gwałciciele, którzy chętnie zaproszą do swojego samochodu samotnie podróżujące dziewczyny. rozumiem jeszcze wsiąść do samochodu kobiety, szczególnie z dzieckiem, albo jakiejś pary mężczyzna-kobieta, ale do samego faceta, kierowcy ciężarówki? to wydaje się być lekkomyślne

      Usuń
    3. Podróżowanie na stopa w ogóle można postrzegać jako kontrowersyjny sposób przemieszczania się, a poza tym nie wiesz czy zatrzyma się kobieta z dzieckiem czy samotny facet. Na siłę niejeden element tej podróży możnaby podciągnąć pod lekkomyślny, ale wszystko zależy od punktu widzenia...
      No i nie przesadzajmy z tymi gwałcicielami, tak jakby co trzeci facet nim był.

      Usuń
  17. Hey Ula, mega wpis, zdjęcia przeniosły mnie do NZ spowrotem.

    OdpowiedzUsuń
  18. Ula nie wiem czy wiesz ale Cię uwielbiam!
    właściwie od początku kiedy natrafiłam na Twojego bloga, (a to już chyba będzie kilka lat, bo od San Francisco) inspirujesz mnie do działania! niech ja tylko skończę szkołę :D choć fakt faktem więcej odwagi tez mi się przyda, bo chyba nie pojechałabym na stopa...

    OdpowiedzUsuń
  19. Uwielbiam czytać, a przede wszystkim oglądać Twoje posty :). Oj kusi mnie Nowa Zelandia i Australia ... może kiedyś się uda ;).
    No i podziwiam Twoją odwagę. Ja niestety należę do osób bojących się własnego cienia i taka samotna podróż stopem w ogóle nie wchodziłaby w grę, a już na pewno nie w ciężarówce. Obawiam się, że to taki uraz po doświadczeniach życiowych, chyba po prostu mam pecha. W każdym razie i tak preferuję podróżowanie w towarzystwie także nic nie tracę, natomiast nie zmienia to faktu, że podziwiam takie osoby jak Ty :).
    Pozdrawiam, życzę więcej podróży no i czekam na kolejne posty :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie trzeba podróżować na stopa, ale życzę Ci więcej pewności siebie, szkoda życia na strach!

      Usuń
  20. Czemu azjatyccy turysci nie chcieli Cię podwieźć, boją sie autostopowiczów;P ?

    OdpowiedzUsuń
  21. Hej, ja chcialam Cie zapytac... kiedys gdzies napisalas, ze nie podobało Ci się w Macedonii.. Mogę wiedzieć dlaczego? Ja zwiedziłam sporo miejsc w Europie, ale Macedonię pokochałam!! I pierwszy raz spotkałam się z tym, że ktoś powiedział, że mu się nie podobało :P Gdzie byłas? Byłaś w Ohrydzie? Widziałaś Galicicę? Jezioro prespanskie mało różni się od zdjęc z new zeland ;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, że nie odpowiedziałam pod poprzednim postem, pominęłam niechcący.
      W Macedonii byłam tylko w Skopje + to, co widziałam w podróży pociągiem. Jeżeli mi się nie spodobało to przez nagromadzenie kiczu, kontrastów i wschodnio-europejski klimat za którym nie przepadam. Na pewno są tam piękne krajobrazy, ale ich nie widziałam.

      Usuń
  22. ta gra to się nazywa "raz dwa trzy, baba jaga patrzy!" :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Hej ;) Aktualnie jestem au pair aczkolwiek po skończonym programie chcę jeszcze 3 miesiące pracować w swoim kraju. Czy polecasz ubezpieczenie Euro26World?
    Dziękuję za odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jakim krajem jest Twój kraj, ale nie miałam nigdy Euro26. Korzystam za to z karty ISIC, gdzie też mam ubezpieczenie, ale nigdy nie było mi potrzebne, więc ciężko powiedzieć czy polecam;)

      Usuń
  24. Świetne zdjęcia, zazdroszczę wyjazdu .. :)

    http://www.needyesterday.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  25. Podoba mi się sposób w jaki opisujesz swoje podróże, a zdjęcia dodają tylko uroku. Jesteś super odważna, chciałabym tak po prostu się oderwać od rzeczywistości i wyruszyć w świat:) pozdrawiam rene

    OdpowiedzUsuń
  26. Ktoś napisał, że z zapartym tchem czyta każdy Twój post, ba! ja czytam z zapartym tchem nawet komentarze:P

    OdpowiedzUsuń
  27. Life is a journey, not a destination. Enjoy the ride. - jakos mi sie wczesniej o uszy nie obilo a tak bliskie jest to memu sercu :P
    Respekt za samodyscypline w prowadzeniu bloga. W czasie podrozy ciezko znalezc wolny czas na pisanie, a po powrocie .... pojawiaja sie inne zajecia i priorytety ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety odkładanie priorytetów i innych zajęć przychodzi mi z wielką łatwością, więc np. zamiast się uczyć, zajmuję się tym, co przyjemniejsze- blogiem ;)

      Usuń
  28. Witaj ! Ulka, błagam zdradź mi nazwę agencji au pair z którą jechałaś, bo szukam, szukam i znaleźć nie mogę.
    Mam jeszcze (dla Ciebie pewnie głupie)pytanie.. Mianowicie: wysiadasz z samolotu, wychodzisz z lotniska i skąd na Boga wiesz gdzie iść dalej ?! ;) Jak się odnajdujesz, skąd wiesz gdzie iść żeby znaleźć to czy tamto ? Mówiłam, że głupie :)
    Wszystkie zdjęcia na Twoim blogu są piękne, ale te z Australii i NZ... CUDOWNE ! Aż zapragnęłam się tam znaleźć. Czy robiłaś je tym samym aparatem/obiektywem ? Podczytałam, że wcześniej fotografowałaś Canonem d mark II (?) Bo w moich oczach różnią się znacznie :) Chyba, że to te zapierające dech w piersiach widoki.
    Rozpisałam się ale czytam Twojego bloga od lipca, przeczytałam wszystkie posty i ani razu jeszcze nic nie napisałam. Sooo.. teraz chcę Ci podziękować za to, że dzięki Tobie zdecydowałam się na au pair w USA które będzie początkiem mojej podróży oraz za to, że utwierdziłam się w przekonaniu, że podróże to cel mojego życia i właśnie to chcę robić. Dziękuję również za ciekawą lekturę i zdjęcia które tak bardzo lubię oglądać.
    Podziwiam Cię za to, że zawsze potrafisz się odnaleźć (nie tylko w dosłownym tego słowa znaczeniu ;), za to, że nie przejmujesz się złośliwymi, wrednymi ludźmi którzy Ci zazdroszczą.

    Anna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://spalonykotlet.blogspot.com/p/au-pair.html

      Usuń
    2. Cultural Care.
      A co do pytania o to skąd wiem gdzie iść dalej. Z lotniska/dworca jadę najczęściej do miejsca w którym śpię. Dojazd sprawdzam często przed wyruszeniem w drogę, czasem pytam na lotnisku/dworcu, albo sprawdzam w telefonie, jeśli jest WIFI.
      Robię foty Canonem 5d m II z obiektywami 50mm 1.4 i 24mm 2.8, inny model miałam przed sierpniem 2011.
      Dzięki i powodzenia w realizacji planów!

      Usuń
  29. Cześć, czytam Twojego bloga już od dawna. Pisałaś na fb, że zaczynasz niedługo praktyki w Londynie. Możesz polecić jakąś stronę, na której można znaleźć propozycje praktyk właśnie tam? Wspominałaś, że Tobie organizuje szkoła, ale może masz jeszcze jakieś inne źródło? :) Szukałam w google czegoś, ale nie mogłam trafić na nic konkretnego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, niestety nie znam żadnej, nigdy z takiej nie korzystałam.

      Usuń
  30. Wow, jak dobrze się Ciebie czyta! Jestem na etapie czytanie wszystkich postów od początku istnienia i bloga, ale Twoja ostatnia wyprawa tak mnie skusiła, że pomyślałam: a co tam, że nie po kolei, przeczytam! I normalnie nie mogę wyjść z podziwu, to się czyta jak mega dobrą podróżniczą książkę!
    Myślałaś kiedyś o napisaniu książki??
    Sądząc po ilości czytelników jakich przyciąga blog, myślę, że ze sprzedażą książki nie miałabyś najmniejszych problemów :)
    Szalenie inspirujesz!
    Dzięki Ci za to!
    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń